Biali – zbiorcze określenie ruchów politycznych i sił zbrojnych działających podczas wojny domowej w Rosji w latach 1917–1923, walczących z komunistami ( bolszewikami) i ruchami ich wspierającymi, mających na celu przywrócenie poprzedniego systemu ekonomicznego i politycznego. Biali określani są także jako Biała Armia ( ros.
Ramazan Kadyrow podzielił się swoimi "imponującymi" planami wojskowymi po zdobyciu Kijowa. Czeczeński przywódca uważa, że jego bojownicy poradzą sobie z każdym i podbiją całe NATO. Pierwsza w kolejności miałaby być Polska. Ramzan Kadyrow znów dał o sobie znać, dzieląc się swoimi szalonymi planami na przyszłość. 45-latek uważa, że demilitaryzacji potrzebuje nie tylko Ukraina, ale również całe NATO, w tym przywódca wyraził swoje poddaństwo wobec Putina, twierdząc, że tylko on może przeciwstawić się "piekielnej zgniliźnie Zachodu". Jego zdaniem prezydent Rosji podjął słuszną decyzję, umożliwiając jego bojownikom możliwość walki w "świętej bitwie przeciwko satanizmowi". Jesteśmy gotowi, aby na rozkaz zająć bez problemu Kijów i kraje NATO. Naszym zahartowanym w prawdziwym boju jednostkom nie będzie w stanie oprzeć się żadna armia na świecie. Mamy doświadczenie, arsenał, wiarę, patriotyzm, ideę i prawdę! Zachód jeszcze nie rozumie, jak silni jesteśmy - napisał 45-latek. Kadyrow znów straszyKadyrow stwierdził, że czeka tylko na rozkaz Władimira Putina, by unicestwić państwa Zachodu. Nie zabrakło słów o Polsce, która miałaby być pierwsza na celowniku brodatego wodza. Jesteśmy gotowi rozbić fałszywie demokratyczny, pseudoliberalny i militarno-barbarzyński front utworzony przez kraje zachodnie, które korumpują społeczność światową, próbując podporządkować sobie cały świat, w drobny mak. Plany są imponujące. Już teraz opracowujemy plan demilitaryzacji państw NATO, a pierwszą w kolejce po zdobyciu Kijowa jest Polska - opowiadał. To nie pierwsze pogróżki Ramazana Kadyrowa kierowane w stronę państw zachodnich. W maju Czeczen ostrzegał, że jego żołnierze mogą zaatakować Polskę oraz zwrócił się do władz, by te zabrały swoją broń z Ukrainy.
Młoda Armia Białej Gwiazdy, Kraków, Poland. 4,145 likes · 1 talking about this. Sektor organizowany dla dzieci oraz młodzieży w wieku szkolnym wraz z opiekunami. mlodaarmiabialejgwiazdy@gmail.com
Beata Kozidrak prowadziła samochód, mając dwa promile alkoholu we krwi. Rzecznik policji wyjaśnił, dlaczego artystka nie została przewieziona do izby wytrzeźwień. Czy gwiazda ze względu na rozpoznawalność mogła liczyć na inne traktowanie? Beata Kozidrak to bez wątpienia artystka, która przejdzie do historii polskiej muzyki rozrywkowej. Wokalistka zespołu Bajm w status prawdziwej gwiazdy od wielu lat, trudno się dziwić, z zespołem Bajm stworzyła niezapomniane, ponadczasowe przeboje takie jak "Biała armia", "Nie ma wody na pustyni" czy "Płynie w nas gorąca krew". 61-letnia wokalistka była uwielbiana, jednak ostatnie wydarzenia z pewnością nie przysporzą jej środę 1 września Kozidrak została zatrzymana za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, badanie miało wykazać dwa promile. Może jej grozić nawet do dwóch lat więzienia, a straty wizerunkowe widzimy już teraz. W sieci zawrzało, wokalistkę krytykują osoby ze świata show-biznesu, nie brakuje internetowych memów i ostrych słów. Głos zabrały między innymi Majka Jeżowska czy Doda. Część osób zastanawiało się, dlaczego artystka będąca pod wyraźnym wpływem alkoholu nie została przewieziona do izby wytrzeźwień. W rozmowie z "Faktem" sprawę wyjaśnił podkom. Robert Koniuszy. Beata Kozidrak nie trafiła do izby wytrzeźwień. Policja skomentowała sprawęRzecznik policji na warszawskim Mokotowie poinformował w rozmowie z "Faktem", że Beata Kozidrak nie mogła liczyć na specjalne traktowanie ze względu na popularność i została potraktowana jak każdy, kto znalazł się w podobnej Dla nas to jest po prostu kobieta, która w stanie nietrzeźwości prowadziła auto. Nie ma żadnych przywilejów, taryfy ulgowej, bo pani jest znana (...) Pani Beata nie różni się od zwykłego Kowalskiego sprzedającego pączki na rogu. Do izby przewozi się osobę, którą zabiera się z parku, która pozostawiona stwarza zagrożenie dla swojego życia i zdrowia, bądź zdrowia innych. W tym przypadku mieliśmy do czynienia z kierowcą znanym, posiadającym adres zamieszkania, z dowodem osobistym. Nie było żadnych przesłanek, które by wskazywały, że nie przyjdzie złożyć wyjaśnień, ucieknie czy zatrze ślady - czytamy. Podkom. Robert Koniuszy wspomniał także o surowej karze, jaka czeka wokalistkę i nawiązał do jej wizerunkowych problemów i wszechobecnej Była zatrzymana do czasu wykonania niezbędnych czynności, czyli przywieziona do komendy, zbadana na trzeźwość na urządzeniu stacjonarnym, bo w takim przypadku bada się kilkoma urządzeniami. To przestępstwo zagrożone jest karą do dwóch lat więzienia. Już zabrano jej prawo jazdy i odpowie przed sądem (...) Spotkała ją ogromna społeczna krytyka, dla takiej osoby to już kara. Spodziewamy się po kimś takim, że będzie kryształowo przestrzegać prawa, a niestety wiele osób się zawiodło. Podejrzewam, że przez wiele lat pani Beata nie usiądzie za kierownicą. Grozi jej też grzywna i więzienie. Na pewno nie uniknie odpowiedzialności karnej - zapewnił.
Rywalizacja, niezależnie od dziedziny, w jakiej się toczy, zawiera element sportowych emocji, oczekiwanie na niespodziankę, a w końcu wyłania jakiś układ zależności. Obserwując wyborczą rywalizację lub w niej uczestnicząc, nie zdajemy sobie zwykle sprawy z mecha - nizmów, jakie nią rządzą. Książka Każdy głos się liczy.
Był ikoną przedwojennego kina i kabaretu. Miał niezwykłą aparycję. Cieszył się wielkim powodzeniem wśród kobiet, również aktorek, mimo że nie był klasycznie piękny. Jak na amanta był dosyć przysadzisty, miał szeroką twarz, kwadratową szczękę. Ale miał też w sobie „to coś”. Mawiał że jest wierny miłości, ale nie w miłości. Eugeniusz Bodo odszedł 7 października 1943 roku. Jego wojenne losy były długo nieznane, szukała go krewna, przedwojenna garderobiana Wiera Rudź. Po 1989 roku pisała w tej sprawie do prezydentów Lecha Wałęsy i Borysa Jelcyna. Jakie były jego losy? Na czym polegał fenomen Bodo jako gwiazdy? Niestety, spotkał go tragiczny, smutny los... Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Eugeniusz Bodo: dzieciństwo Bodo, a właściwie Bohdan Eugène Junod urodził się w 1899 roku w Genewie, zmarł 7 października 1943 w Łagrze w Kotłasie na terenie ZSRR. Ojciec był Szwajcarem - ewangelikiem i to wyznanie przejął potem jego syn. Mama - Dorota była polską szlachcianką, katoliczką. Jego pseudonim to połączenie dwóch imion, jego – Bohdana i mamy Doroty. Niesamowicie ją kochał, kiedy zrobił karierę i stał się bogaty, sprowadził ją do swojego mieszkania w Warszawie. Średnio się to podobało, plotkowano, że jest tak długo kawalerem, że może „nie lubi kobiet”. Ojciec był inżynierem i pasjonatem kina, z pokazami niemego filmu objechał – wraz z rodziną kawał świata, trafił aż do Chin. W 1903 roku rodzina Pana Junod przyjechała do Polski, do Łodzi, gdzie małżonkowie założyli kino „Urania” oraz restauracje „Masque”. Ich synek zadebiutował w „Uranii” ( która była kinoteatrem) jako dziesięcioletni kowboj Bodo – Cudowne dziecko XX wieku. Zaczął więc swoją karierę bardzo wcześnie. Aktor miał po ojcu szwajcarskie obywatelstwo, co miało mu uratować życie w czasie wojny - Szwajcaria była bogatym, neutralnym krajem. Jej obywateli traktowano inaczej niż Polaków. Tymczasem szwajcarski paszport zaszkodził mu, wzbudził podejrzenia NKWD-stów, którzy uznali Bodo za niemieckiego niemieckiego szpiega. Zadręczali go pytaniami o pobyt w Niemczech, który tak naprawdę był czysto zawodowy. Zanim to jednak nastąpiło Bodo zrobił wielką karierę w przedwojennej Warszawie. Zobacz też: Piękna i geniusz. Historia miłości Jane i Stephena Hawkingów Fot. Bodo a la seksbomba Mae West w piosence Sex appeal, z filmu Piętro wyżej, 1937 rok. Fot. Alamy Stock/Be&W Eugeniusz Bodo: nie jestem amantem, nie mam warunków Występował w kabaretach „Qui pro Quo” i „Morskim oku”, grał w wielu przedwojennym przebojowych filmach. Był zresztą jednym z najbardziej kasowych aktorów. Takie filmy, jak: „Czy Lucyna to dziewczyna", „Paweł i Gaweł", „Piętro wyżej”, ogląda się dobrze do dzisiaj. A piosenka „Sex appeal" którą Bodo śpiewa ucharakteryzowany na ówczesną seksbombę – Mae West, była jedna z pierwszych takich przebieranek w światowym kinie. Aktor założył własną wytwórnie filmową „Urania” , tak jak kiedyś nazywało się kino jego ojca. Znana też była w Warszawie luksusowa Café-Bodo. Kawiarnia która w czasie wojny przekształciła się w lokal „U Aktorek” (śpiewali i obsługiwali w niej aktorzy ) funkcjonowała do połowy sierpnia 1944 roku. Nie miał wspaniałego głosu, ale był bardzo muzykalny i świetnie tańczył, miał też tzw. vis komika, czyli wrodzoną zdolność rozbawiania innych. Choć marzył o wielkich rolach i karierze dramatycznego aktora, najlepszy był w repertuarze komediowym. Nie lubił też słuchać, że jest amantem. „Nie jestem amantem i do ról tych nie czuję żadnego pociągu”, mówił w rozmowie z miesięcznikiem „Kino”, w 1933 roku. „Interesują mnie role psychologiczne, lecz do tych krajowa produkcja jeszcze nie dorosła. Ażeby być amantem, trzeba mieć naprawdę fascynujące warunki zewnętrzne”. Zobacz też: Andrzej Nowakowski w szale alkoholowym zabił swojego kolegę. Tym procesem żyła Polska na początku lat 70. Dolce vita przedwojennego celebryty Przed wojną żył jak prawdziwa gwiazda, jego pseudonim szybko stał się sam w sobie marką. Reklamował flauszowe marynarki OldEngland, krawaty od Chojnackiego, kapelusze Młodkowskiego, buty od Kielmana. Kiedy zapuścił brodę, pół narodu debatowało, czy jest mu z nią lepiej czy gorzej. Kupił duże mieszkanie, do którego ściągnął z Łodzi swoją mamę. Najpierw przy Marszałkowskiej 132 ( w miejscu dzisiejszych Domów Centrum), potem przenieśli się do czteropokojowego apartamentu na ulicy Foksal, w bardzo dobrym rejonie miasta zwanym – na tyłach Nowego Światu. Bodo przechadzał się po Warszawie z potężnym dogiem arlekinem Sambo. Chadzał z nim po modnych warszawskich knajpach, wszędzie mile widziany – pojawienie się takiej gwiazdy z niezwykłym, efektownym psem robiło różnicę! Miesięcznik „Kino”, w 1933 roku zrobił nawet wywiad z psem Sambo. A sesja obu bohaterów artykułu, czyli Sambo i jego Pana powstała w słynnym zakładzie fotograficznym Benedykta Dorysa. Fot. Przez wojną był królem życia, na zdjęciu z dogiem arlekinem Sambo, lata 30. Fot. Alamy Stock/Be&W Bodo sprawił sobie także luksusowe auto – amerykańskiego Chevroletta. Nie był jednak najlepszym kierowcą, spowodował wypadek, w którym zginął jeden z czworga pasażerów, również aktor Witold Roland. Bodo nie jechał szybko, 40 km/h, ale drogi były jakie były. Pod Łowiczem wpadli na nieoznakowaną stertę kamieni, auto stoczyło się z nasypu. Wyrok dla Eugeniusza Bodo brzmiał 6 miesięcy w zawieszeniu, podobno po tym wypadku nie brał do ust kieliszka alkoholu. Ideale mój, z miłości do Ciebie jestem chora Kobiety za nim szalały. Swoje wyznania zostawiały na klatce schodowej jego mieszkania. „Twoja na zawsze”, „Błagam o spotkanie jutro o 7. rano w Łazienkach”pisały. Czy wreszcie: „Ideale mój, nie chcę już Coopera, nie chcę Taylora, tylko z miłości do Ciebie chora”( cytuję za tekstem Bodo. Rewia życia i tragiczny koniec). Sam lubił kobiety, podrywał koleżanki z pracy: Zulę Pogorzelską, Mirę Zimińską, która pisała w swoich wspomnieniach, że „pożerał ją wzrokiem”. I niemal się na nią rzucił, ale „ocaliła cnotę”. Z Norą Ney – przedwojenną femme fatale poznali się jeszcze w latach 20. była śliczna, trochę egzotyczna, niesamowicie zgrabna, wysportowana. Jako młoda dziewczyna uciekła z domu, gdy dowiedziała się ,że rodzina chce ją wydać za starszego pana. Z Bodo byli bardo efektowną parą, zagrali razem w filmie „Głos pustyni”. Nie wiadomo dlaczego rozpadł się ich związek. Może dlatego, że Bodo raczej nie potrafił stworzyć szczęśliwej, głębszej relacji ( Nora Ney po wojnie wyjechała z Polski, zmarła w wieku 93 lat w Kalifornii). Miał mnóstwo przelotnych romansów. Piosenkę „Już taki jestem zimny drań” każda kobieta mogła sobie przypomnieć wchodząc z nim w romans. Miał ożenić się z egzotyczną aktorką amatorką Taitanką Reri ( Anne Chavelier) . Nazywał ją miłością swojego życia. Kiedy się poznali miał 33 lata, ona 22, zupełnie stracił dla niej głowę. Reri przyjechała do Warszawy, po długim światowym tournee, w ramach promocji filmu „Tabu”. Została, bo teatr „Alhambra” zaangażował ją do wykonywania pieśni i tańców polinezyjskich. Zobacz też: Lucelia Santos jako „Niewolnica Isaura” podbiła serca widzów na całym świecie! Co dziś robi? Fot. Z ukochaną, aktorką Norą Ney, lata 20. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe Bodo, jak to Bodo gładysz i letkiewicz Dla Bodo była gotowa zamieszkać w Polsce na stałe. Ten egzotyczny związek – Reri urodziła się na wyspie Bora-Bora, jej mama była rodowitą Taitanką, tata Francuzem - rozpalał wyobraźnie fanów. Bodo specjalnie dla ukochanej napisał scenariusz film „Czarna perła”. Zagrali w nim razem, Reri jako Moana, śpiewała piosenkę „Dla ciebie chcę być biała”( wyobrażacie sobie dzisiaj coś takiego?!) Złożenie kwiatów w magicznej grocie miłości miało w filmie na wieki scementować uczucie kochanków. Mówiło się o rychłym małżeństwie pary. Ale kiedy „Czarna perła” weszła na ekrany, Bodo zaczynał już nudzić się kochanką. Ruszyli na turnee, ona za Zachód, on na Bliski wschód, do Palestyny. Mówiono, że Reri, która nie do końca potrafiła odnaleźć się w Warszawie, zaczęła pić. Pisarz i podróżnik Arkady Fiedler, który spotkał się z nią na Taiti w 1939 roku pisał, że była subtelna i… bezbronna jak dziecko. O gwiazdorze i jego uczuciach pisał: „Bodo jak to Bodo. Niestety gładysz, dzióbasowy letkiewicz, po kilku tygodniach sprzykrzył sobie egzotyczną aktorkę i tu zaczęła się mniej chwalebna część romansu. Bodo zaczął bezceremonialnie wpychać Reri w ramiona innych galopantów, swych koleżków, a im więcej ich było, tym lepiej dla niego; im rzęsiściej lała się gorzałka, tym skuteczniejsza woda na młyn szałaputa. Gdy Reri wyrwała się z birbancko-sprośnego bagienka i wyjechała z Polski, już było za późno, by się wyprostować; nie mogła wyzbyć się trunkowego nałogu”. Miał wyemigrować do USA, nie zdążył Kiedy dziennikarz „Kina” zapytał go, czy z łatwością przychodzi mu grać tak różne charaktery, odpowiedział: „W zasadzie każdy aktor powinien posiąść tę łatwość, ale mnie się udaje to bez trudu, dlatego, że... nie lubię siebie. Tak, tak. Nie lubię ani mojego głosu, ani sposobu bycia, ruszania się.... i dlatego wprost z pasją eliminuję przy każdym typku, przy każdej roli, wszystko to, co jest ze mnie osobistego". W 1939 r. rozpoczął prace epickim nad filmem „Uwaga-szpieg!”, miał w nim zagrać agenta polskiego wywiadu. Wybuch wojny wszystko zmienił. W 1939 roku Bodo za namową matki uciekł do Lwowa. Tam przez pewien czas występował w teatrze Henryka Warsa. Miał pojechać z kolegami na tournee po Rosji, ale odmówił. Siedział we Lwowie, chciał wyemigrować do USA, z czym się nie krył. Złożył odpowiednie papiery, wtedy ujawniło się, że ma szwajcarskie obywatelstwo. Gdyby pojechał na to tournee, może by przeżył i tak jak jego koledzy wyszedł z Sowieckiej Rosji z Armią Andersa. Tymczasem tuż przed wejściem Niemców do Lwowa aresztowało go NKWD, w czerwcu 1941 roku. Bodo myślał początkowo, że chcą go ocalić. Przewieziono go do Moskwy i osadzony w więzieniu na Butyrkach. Fot. Z Marią Malicką w filmie „Wiatr od morza", 1937 rok, Fot: Narodowe Archiwum Cyfrowe Los aktora był przez długie lata nieznany. Mówiło się, że zabili go Niemcy we Lwowie. Taka wersja obowiązywała w PRL-u kiedy było nie do pomyślenia, żeby winę przypisywać Rosjanom. Kiedy Stanisław Janicki – krytyk filmowy autor cyklu „W starym kinie” – poprosił w początku lat 70. o listy o losach Bodo, przyszło bardzo wiele świadectw na temat śmierci aktora, ale często się wykluczających. Z powodów politycznych wielu z nich nie można ujawnić. Janicki zapakował je do koperty napisem „ujawnić po mojej śmierci” i przekazał Filmotece Narodowej. Na szczęście mógł sam wrócić do tematu w 1989 roku. Jednym ze świadków losów aktora był rosyjski dysydent Alfred Mirka, który siedział z nim na Butyrkach. W książce „Dziennik więźnia” wspomina Bodo. Nie poznał go w więzieniu, choć niecały rok wcześniej był na jego koncercie we Lwowie. Bodo był przygarbiony, postarzały, wychudzony. Nie zdejmował białego prochowca, nawet spał w płaszczu. O jego zwolnienie starali się przedstawiciele rządu na uchodźctwie, ale traktowano go jako obywatela Szwajcarii. Z tego powodu nie objęła go też amnestia dla Polaków po układzie Sikorski-Majski. Był godzinami przesłuchiwany. Informacji o losach aktora szuka też jego krewna, garderobiana Wiera Rudź, pisała w tej sprawie do prezydentów Lecha Wałęsy i Borysa Jelcyna. W 1991 roku od Rosyjskiego Czerwonego Krzyża dostała dwie fotografie więzienne aktora. Widać na nich Bodo z zarostem, opuchniętą twarzą, w drelichu. W dołączonym piśmie informacja, że został aresztowany 26 czerwca 1941 i skazany na 5 lat ciężkiego obozu wychowawczego w Kotłasie w obwodzie archangielskim, jako element społecznie niebezpieczny. Umarł 7 października 1943 roku z wycieńczenia. Jego ciało wrzucono do masowego grobu. W 1991 został zrehabilitowany, symboliczny grób Eugeniusza Bodo znajduje się na warszawskich Powązkach... Fot. Eugeniusz Bodo , zdjęcie po aresztowaniu przez NKWD w 1941 roku, Fot. Korzystałam z książki: Ryszard Wolański, „Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań”, Dom Wydawniczy Rebis, 2012 oraz z filmu „Za winy niepopełnione. Eugeniusz Bodo", Wytwórnia Filmów Oświatowych, 1991
Następny tego typu sparing krakowianie rozegrają po meczu z GKS-em Katowice, a rywalem będzie zespół juniorów „Białej Gwiazdy”. Wisła Kraków - Polonia Bytom 1:1 (1:0) Bramki: 1:0
Wokół antarktycznej wyprawy Richarda Byrda narosło wiele kontrowersji i legend Amerykańskie władze za wszelką cenę chciały uniknąć rozgłosu i tuszowały fakty Kilkanaście lat później zorganizowano wyprawę badawczą "High Jump", której cel również dla wielu nie był jasny, a Byrd nazwał ją "wyprawą wojenną" Byrd mówił publicznie o rejonach Antarktydy porośniętych bujną roślinnością i ogrzewanych przez wypływające z wnętrza Ziemi ciepłe źródła Rząd stanowczo zaprzeczył ogłoszonym przez admirała rewelacjom, a jego samego uznał za psychicznie chorego i poddał przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu Więcej takich tematów znajdziesz na stronie głównej W cyklu "To było czytane", przypominamy najlepsze teksty z 2021 r. idealne na wakacyjną lekturę. Audycja radiowa została natychmiast przerwana, a słowa admirała uznano za efekt wyczerpania nerwowego lub halucynacji. Do dziś sprawa Byrda budzi emocje zarówno wśród naukowców, jak i miłośników UFO i spiskowych teorii dziejów. Do dziś nie udało się jej też wyjaśnić. Przelot nad biegunem południowym miał być pierwszym tego typu wyczynem. Wyprawa Byrda, w której udział brały dwa statki i trzy samoloty, okazała się olbrzymim sukcesem. Paradise Bay, Antarktyda. W trakcie lotu, który trwał 18 godzin i 41 minut, Richard Byrd wraz z trzema członkami załogi: drugim pilotem Berndtem Balchenem, operatorem radiostacji Haroldem June i fotografem Ashleyem McKinleyem dolecieli samolotem Ford Trimotor "Floyd Bennet" do bieguna południowego i z powrotem do bazy na Lodowcu Rossa. Był to pierwszy w historii taki lot. Byrd miał wtedy 31 lat. Foto: Domena publiczna Richard Evelyn Byrd Amerykanie szykują się do wojny? Kiedy lotnik wrócił do kraju, wokół jego wyprawy narosło wiele kontrowersji i legend. Najtrudniej było przejść do porządku dziennego nad nieprawdopodobnym komunikatem radiowym Byrda. Amerykańskie władze za wszelką cenę chciały uniknąć rozgłosu i skutecznie zatuszowały związaną z wyprawą aferę. Relację uznano za efekt napięcia spowodowanego trudami wyprawy. Przecież trudno było sobie wyobrazić, że w środku lodowej pustyni Antarktydy znajduje się zielona, pełna życia oaza. Oficjalnie uznano kwestię wyprawy Byrda za zakończoną. Nie oznaczało to jednak, że amerykański rząd stracił zainteresowanie tą sprawą. Foto: Domena publiczna Richard Evelyn Byrd przy samolocie Vought VE-7 Bluebird. Zobacz więcej: Polska góra druidów i tajemnic Kilkanaście lat później, 2 grudnia 1946 roku, amerykańskie bazy wojskowe opuścił potężny zespół uderzeniowy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. W jego skład wchodził okręt dowodzenia USS Mount Olympus, lotniskowiec USS Philippine Sea, niszczyciel i trzynaście jednostek pomocniczych marynarki wojennej, a ponadto sześć śmigłowców, sześć łodzi latających i dwie latające cysterny. Towarzyszył im okręt podwodny USS Sennet. Foto: Domena publiczna Znaczek US Post upamiętniający wyprawy Byrda, 1933 r. Na pokładach potężnej flotylli znajdowały się ponad cztery tysiące ludzi — ponad trzy i pół tysiąca oficerów, marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej, trzystu pracowników cywilnych i naukowców. Dowódcą armady został Richard Byrd, wówczas już admirał i uznany za bohatera weteran polarnych ekspedycji. Celem była Antarktyda. Operacja otrzymała wojskowy kryptonim "High Jump". Amerykańskie dowództwo ogłosiło, że zamierza sprawdzić, jak w warunkach polarnych funkcjonuje sprzęt wojskowy. Jednak sam admirał Byrd, przed wyjściem armady w morze, powiedział mimochodem, że operacja "High Jump" jest wyprawą wojenną. Dalsza część tekstu pod wideo: Zobacz więcej: Tajemnicza tragedia w Tatrach. Dlaczego zaczęli umierać? Oficjalni przedstawiciele marynarki nabrali jednak wody w usta i wszelkie próby uzyskania przez dziennikarzy jakiejkolwiek informacji o wyprawie spełzły na niczym. Nie dowiedzieli się niczego ponad to, że operacja "High Jump" ma charakter badawczy. Ale nikt nie chciał w to wierzyć. Analitycy szeptali, że Amerykanie szykują się do wojny. Nikt jednak nie był w stanie wyjaśnić, z kim zamierzają się zmierzyć i jak. Żadna armia świata nie była wtedy zdolna do walki na takim terenie, poza tym kontynent był niezamieszkaną przez ludzi pustynią. Operacja "Wysoki Skok" Wszystko wskazywało jednak, że operacja "High Jump" była czymś więcej niż wyprawą naukową. Same przygotowania trwały ponad rok, zaangażowane zostały wielkie siły, atmosferę tajemnicy potęgował fakt, że w wyprawie uczestniczy tylu żołnierzy piechoty morskiej oraz niespotykana, jak na wyprawę naukową, liczba samolotów. Foto: CC BY Statek ekspedycji Byrda uwięziony w lodzie na biegunie południowym, 1930 r. Wśród nich były też samoloty rozpoznania C-47 Dakota wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt: aparaty fotograficzne, kamery i magnetometry używane do wykrywania anomalii magnetycznych w wodzie i pod powierzchnią ziemi. 27 stycznia 1947 roku zespół uderzeniowy dotarł do wybrzeży Antarktydy i rozpoczął lotnicze rozpoznanie kontynentu. Szczególną uwagę poświęcono należącej do Norwegii Ziemi Królowej Maud. Warto wspomnieć, że w 1939 r. rościły sobie do niej prawa hitlerowskie Niemcy, nadając jej nazwę Nowej Szwabii. Choć żaden kraj nie uznał niemieckich praw do tego terytorium, niemieckie roszczenie nigdy nie zostało oficjalnie cofnięte. Później spowodowało to fantazyjne plotki i domniemania, że ludzie, których widział Byrd, to nazistowscy uciekinierzy, którzy w ostatnich dniach wojny założyli swoje bazy na wcześniej rozpoznanym lądzie. Na razie jednak Amerykanie zaczęli zbierać materiał fotograficzny, samoloty wykonywały dziesiątki lotów. Wydawało się, że zniknięcie z mapy Ziemi ostatniej białej plamy jest kwestią najbliższych tygodni. W tym miejscu pojawia się największa tajemnica. Choć wyprawę zaplanowano na osiem miesięcy, nagle, zupełnie nieoczekiwanie, Byrd zarządził odwrót. Flotylla wracała do Stanów w opłakanym stanie. Stracono jeden niszczyciel, a znaczna część samolotów uległa zniszczeniu. Zginęło kilkudziesięciu marynarzy i oficerów, nieznany był los kilkunastu zaginionych. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę wydarzyło się u wybrzeży Antarktydy. Rząd objął prowadzone śledztwo ścisłą tajemnicą. Po powrocie admirał Byrd wraz z dowództwem wyprawy stanął przed specjalnie powołaną nadzwyczajną komisją Kongresu Stanów Zjednoczonych, a wszyscy biorący udział w wyprawie zostali przesłuchani przez wywiad. Zobacz więcej: Miejsca mocy, miejsca złe Do prasy przedostały się jednak rewelacyjne oświadczenia admirała, w których ostrzegł on rząd o groźbie nowej wojny. Pisał, że siły zbrojne Stanów Zjednoczonych muszą natychmiast podjąć działania przeciwko myśliwcom wroga, które bazują na obszarach polarnych i które mogą odbywać podróże z bieguna na biegun z ogromną prędkością. Mówił też publicznie o odkrytych przez siebie rejonach Antarktydy, które były porośnięte wiecznie zieloną, bujną roślinnością i ogrzewane przez wypływające z wnętrza Ziemi ciepłe źródła. Powtórzył więc to samo, co po powrocie z bieguna przed kilkunastu laty. Sukces pełen strat Rząd stanowczo zaprzeczył ogłoszonym przez admirała rewelacjom, a jego samego uznał za psychicznie chorego i poddał przymusowemu leczeniu psychiatrycznemu. Podobnie jak po słynnym locie Byrda sprzed kilkunastu lat oficjalnie ogłoszono, że zeznania zasłużonego i doświadczonego dowódcy są efektem rozstroju nerwowego i nie ma powodu, by traktować je poważnie. Przedstawiciele rządu podjęli działania, by zdezinformować prasę i społeczeństwo. Nazwy jednostek biorących udział w wyprawie zostały zmienione, zdementowano informacje o stratach w ludziach i sprzęcie. Wyprawę okrzyknęli sukcesem, w jej trakcie sporządzone zostały mapy lotnicze 1390 tys. km kw. wybrzeża Antarktydy. Wydali też kilka oświadczeń o przebiegu wydarzeń, informując, że zginął tylko jeden człowiek, którego samolot uległ wypadkowi. Wszyscy, którzy brali udział w wyprawie, zostali zobowiązani, pod groźbą sankcji, do zachowania tajemnicy. Byrd był przesłuchiwany w obecności lekarza. Wszystko, co powiedział, zostało przedstawione prezydentowi Stanów Zjednoczonych. Admirał otrzymał "rozkaz milczenia odnośnie do wszystkiego, czego się dowiedział, w imieniu ludzkości". Został też pouczony, że jako żołnierz musi słuchać rozkazów. Przez lata dotrzymywał obietnicy, choć stało to w całkowitej sprzeczności z wyznawanymi przez niego wartościami moralnymi. To, co widział na Antarktydzie, nie dawało mu spokoju. W 1956 roku światło dzienne ujrzał dziennik Byrda, w którym admirał opisał, co wydarzyło się w czasie jednego z lotów rozpoznawczych nad Antarktydą. Choć nie ma żadnych dowodów na autentyczność dziennika, a jego treść była wielokrotnie negowana, informacje, jakie w nim zawarł, są szokujące. Sam Byrd pisał w dzienniku: "Wszystko to wymyka się wyobraźni i zdawać by się mogło szaleństwem, gdyby nie wydarzyło się naprawdę". Tajemnica dziennika Lot, który rozpoczął się 19 lutego 1947 roku o czasu lokalnego, nie zapowiadał niczego niezwykłego i przez pierwsze cztery godziny przebiegał prawidłowo. W pewnym momencie przestały jednak działać urządzenia pokładowe, a pod samolotem, w miejscu, gdzie powinna znajdować się lodowa pustynia, rozpostarła się wielka porośnięta drzewami dolina. Inne było jednak światło, na niebie nie było widać słońca. Byrd próbował opisać przez radio to, co widzi, połączenie z bazą zostało jednak przerwane. Na pokrywającej dolinę łące pasły się przypominające mamuty zwierzęta, a przed samolotem pojawiło się coś, co wyglądało jak miasto. Nagle, tuż obok samolotu, pojawiły się dziwne pojazdy, które miały kształt dysku. Dakota przestała reagować na stery, a przyrządy kontrolne stały się bezużyteczne. W radiu rozległ się głos mówiący po angielsku z ledwo słyszalnym niemieckim akcentem: "Witamy panie Admirale, w naszym królestwie(…). Proszę się odprężyć, jest pan w dobrych rękach". Samolot Byrda został sprowadzony na ziemię, tak że dotykając powierzchni, załoga odczuła jedynie lekki wstrząs. Na powitanie wyszło kilku mężczyzn. Byli wysocy i mieli blond włosy. Wprowadzili go do wnętrza jednego z budynków, jeden z mężczyzn powiedział: "Nie bój się, Admirale, będziesz miał audiencję u Mistrza…". Według "Admiral Richard E. Byrd's Secret Diary (Feb. Mar. 1947)", czyli relacji Byrda w "Tajemnym Dzienniku" z 1947 roku, wkrótce stanęli przed obliczem mężczyzny, którego Byrd opisał jako osobę o delikatnych rysach i twarzy naznaczonej upływem czasu. Po przywitaniu Mistrz oświadczył: "Admirale, pozwoliliśmy panu wlecieć tu, gdyż ma pan szlachetny charakter i jest pan dobrze znany w Świecie na Powierzchni". Wyjaśniając dodał, "jest pan w domenie Arian, w Wewnętrznym Świecie". Dalsza rozmowa, w trakcie której Mistrz poruszył wszelkie istotne kwestie dotyczące naszej cywilizacji, upłynęła w przyjaznej atmosferze. Mistrz pożegnał Byrda, nakazując mu powrót do swojego świata, by rozgłosić przekazane mu wiadomości. Ostatnie słowa, jakie usłyszał Byrd, gdy wzniósł się w powietrze, brzmiały: "Zostawiamy tu pana, Admirale, pańska aparatura już działa. Auf Wiedersehen!". I Byrd znów znalazł się ponad lodową pustynią. Co zdarzyło się w czasie wyprawy? Jako pierwszy o istnieniu "Tajemnego Dziennika" Richarda Byrda wspomniał jeden z jego kuzynów podczas wywiadu radiowego. Od kiedy jednak o dzienniku Byrda stało się głośno, rodzina admirała oświadczyła, że nie zna rzekomego kuzyna, a sam dziennik nigdy nie istniał. Foto: Materiały prasowe Okładka "Alone", autobiografia Richarda Byrda. Nie bardzo wiadomo, co tak naprawdę wydarzyło się w trakcje wyprawy. Dlaczego Byrd zarządził tak nagły odwrót i kto lub co odpowiada za poniesione przez flotę straty. Jeszcze w czasie drogi powrotnej do Stanów Zjednoczonych, 5 marca 1947 r., Byrd udzielił wywiadu, który ukazał się w chilijskim dzienniku "El Mercurio". Admirał ostrzegł w nim Stany Zjednoczone przed możliwością ataku. Apelował, by amerykańska armia była gotowa do obrony przed "inwazją kraju przez wrogie obiekty latające startujące z rejonów arktycznych". Foto: Domena publiczna Kontradmirał Richard Byrd podczas operacji "High Jump". Kolejną tajemnicą jest sam dziennik admirała. Celem operacji "High Jump" były badania Antarktydy, tymczasem sam Byrd pisze w dzienniku wyraźnie o locie badawczym w Arktyce, nad biegunem północnym. Nie wydaje się możliwe, by tak doświadczony badacz polarny pomylił się w opisie miejsca wydarzeń. Cokolwiek jednak wydarzyło się w Antarktyce w trakcje feralnej wyprawy, musiało skłonić amerykańskie dowództwo do natychmiastowego odwrotu. Jedyny człowiek, który znał tajemnicę, zakończył swój dziennik słowami: "Być może jest to jedyna nadzieja ludzkości. Widziałem prawdę, która podniosła mnie na duchu i wyzwoliła mnie! (…) gdyż widziałem tę krainę za biegunem, ów środek wielkiego nieznanego". Foto: Domena publiczna Kontradmirał Richard Byrd podczas operacji "Deep Freeze". W 1954 roku komitet połączonych szefów sztabów wydał rozkazy dotyczące kolejnej wyprawy wojennej na Antarktydę. Admirał Byrd został uznany z rozkazu Eisenhowera za zdrowego psychicznie i wyznaczony na dowódcę wyprawy. Operacja otrzymała kryptonim "Deep Freeze" — "Siarczysty Mróz". Tym razem Amerykanie nie kryli faktu, że jest to wyprawa wojenna, a w grę wchodzi nawet użycie broni jądrowej. Operacja zakończyła się w 1957 r. W tym roku zmarł również Byrd.
Wisła Kraków spadła z PKO Ekstraklasy po 26 latach. Polska liga bez "Białej Gwiazdy" nie będzie już taka sama.
Dziękujemy za wysłanie interpretacji Nasi najlepsi redaktorzy przejrzą jej treść, gdy tylko będzie to możliwe. Status swojej interpretacji możesz obserwować na stronie swojego profilu. Dodaj interpretację Jeśli wiesz o czym śpiewa wykonawca, potrafisz czytać "między wierszami" i znasz historię tego utworu, możesz dodać interpretację tekstu. Po sprawdzeniu przez naszych redaktorów, dodamy ją jako oficjalną interpretację utworu! Wyślij Niestety coś poszło nie tak, spróbuj później. Treść interpretacji musi być wypełniona. Piosenka jest opowieścią o sile i walce o samego siebie, swoje marzenia i pragnienia. Kozidrak zwraca się tutaj do pewnego człowieka, którego namawia do bycia silnym, zdecydowanym. Nie zgadza się na to, aby ludzie byli tylko trybikami w maszynie świata. Urodziłeś się by służyć nam, mówi wokalistka i zdaje się nie zgadzać z takim poglądem na ludzi jako niewolników. W refrenie piosenki opowiada o człowieku, który sam sobie jest sterem - sam prowadzi swoje życie, nie poddaje się sugestiom i naleganiom innych ludzi. Beata zwraca uwagę na konieczność bycia panem samego siebie - to ty jesteś ważny, zdaje się mówić swojemu słuchaczowi. To, co masz na pewno to siła, mówi bohaterowi piosenki. I tę siłę należy wykorzystać. Tekst piosenki stanowi opowieść o walce o marzenia i o samego siebie. Kozidrak opowiada tutaj historię człowieka, który zorientował się jak wiele może, jak wiele od niego zależy. I namawia go aby tę siłę wykorzystał bo tylko on sam powinien być panem swojego życia. * * * Tekst piosenki jest o wojnie oraz zachęcaniu i zagrzewaniu Polaków do walki. "To Twoja flaga, nasz młody przyjacieluNie musisz kochać jej barw, o nie" - odniesienie do zmiany symboliki państwowej i armijnej w Niemczech, do transformacji Reichswehry w Wehrmacht, kiedy część żołnierzy kontynuowała noszenie starych insygniów aż do kampanii w Polsce. "To Twoja armia i życie w ciągłym biegu" - ciągły bieg, aluzja do szybkiej wojny, Blitzkrieg"Nigdy nie będziesz już sam" - Kameradenschaft plus liczebność Wehrmachtu, w szczytowym okresie sięgająca prawie 9,5 mln ludzi."Możesz wreszcie zachłysnąć się powietrzemI unieść do góry jak ptak, he-hej" - aluzja do pierwszych akcji Legionu Condor i reaktywacji floty powietrznej po latach zakazu wersalskiego."Możesz wreszcie zabłądzić w wielkim mieście" - tutaj można się spierać, ale według mnie to jest trochę o przykrych porażkach i np. walkach miejskich w Stalingradzie."Urodziłeś się, by służyć nam" - odniesie o podporządkowaniu niemieckich sił zbrojnych partii nazistowskiej, wskazanie na system wodzowski. "Właśnie nadszedł ten czasWhoah, to jest właśnie ten czas" - hasło-zachęta, mimo że w OKH w 1939 mówiono że Wehrmacht nie jest gotowy do pełnowartościowej wojny, decydenci partyjni i ich zwolennicy w armii przekonywali że to dobry moment. Ref.:"Jesteś sterem" - aluzja do tego że narody Europy są zjednoczone przeciwko bolszewizmowi pod kierownictwem Niemiec i Wehrmachtu."białym żołnierzem" - wskazanie na doktrynę rasową NSDAP."Nosisz spodnie, więc walcz" - w armii niemieckiej kobiety nie pełniły funkcji bojowych, wskazuje się tu na męski charakter armii, na tradycyjny podział ról płciowych w ówczesnym państwie i systemie."Jesteś żaglem, szalonym wiatrem" - wspomniano już o odrodzeniu Luftwaffe, teraz kolej na rozwój Kriegmarine oraz na fantazję i spryt dowództwa."Twoja siła to skarb" - naturalnie chodzi tu o przedstawienie tego że żołnierze Wehrmachtu, jako część awangardy białej rasy według teorii NSDAP stanowią sobą sporą wartość, skarb. "Bóg jest z nami" - dosłowne tłumaczenie napisu na klamrach "Gott mit uns"."jego prawda jak tarcza Cię ocali" - interpretacja poglądów tzw. Deutsche Christen, niemieckich chrześcijan, głównie luteran, którzy stanęli po stronie NSDAP"Czekałeś na ten dzień tyle lat" - aluzja do lat 1918-1935, kiedy rozbudowa armii była praktycznie niemożliwa lub utrudniona, a niemieccy wojskowi musieli działać praktycznie w konspiracji żeby się szkolić, ich oczekiwań i nadziei wobec NSDAP i remilitaryzacji Niemiec."Ruszaj z nami, z wątłymi marzeniami, z ufnością, którą jeszcze masz" - twórcza reinterpretacja haseł na plakatach rekrutacyjnych "Komm zu uns", połączona z nadzieją na odrodzenie potęgi Niemiec, m. in. poprzez silną armię i jej zdobycze Sprawdź też inne interpretacje Katarzyna Sudoł, interpretacja dodana 18/02/2019 - sprawdź dodane do tej piosenki Wyślij Niestety coś poszło nie tak, spróbuj później. Treść poprawki musi być wypełniona. Dziękujemy za wysłanie poprawki.
Sid8C6. x2921iwwav.pages.dev/185x2921iwwav.pages.dev/326x2921iwwav.pages.dev/138x2921iwwav.pages.dev/163x2921iwwav.pages.dev/349x2921iwwav.pages.dev/66x2921iwwav.pages.dev/132x2921iwwav.pages.dev/156x2921iwwav.pages.dev/11
armia białej gwiazdy z nią się liczy każdy